W czerwcu będziemy obchodzić
60 rocznicę POZNAŃSKIEGO CZERWCA 1956.
Wystawa prezentowana jest z okazji 60 rocznicy przebiegu dramatycznych wydarzeń, ich kontekstu oraz następstw, a także znaczenia pamięci o nich dla współczesnej kultury.
Otwarcie wystawy oraz spotkanie z panią Aleksandrą Snadna Bogdan - uczestniczki poznańskiego powstania, odbędzie się 27 czerwca 2016 roku, o godz. 18.oo.
Wystawa przedstawia masowy zryw robotników, który w ciągu kilku godzin przekształca się w wystąpienie o cechach zbrojnych, przeciwko komunistycznej władzy. Przez te kilka godzin Poznań staje się wolny.
"Żądamy chleba", "Żądamy obniżki cen. CHCEMY ŻYĆ", "Chcemy wolności", "WOLNOŚCI I CHLEBA", "Precz z dyktaturą", "Żądamy wolnych wyborów pod nadzorem ONZ".
Pod takimi hasłami robotnicy Poznania 28 czerwca 1956 r. demonstrowali przeciw "władzy ludowej".
W okresie stalinowskim Wielkopolska była szczególnie poszkodowana. Brakowało środków na inwestycje, zwłaszcza w tych dziedzinach, które miały bezpośredni wpływ na poziom życia mieszkańców. [...] Polityka państwa prowadziła do zlikwidowania zakładów rzemieślniczych. Brakowało mieszkań, a w sklepach towarów. Normalnym zjawiskiem były kolejki, przy czym nie poszukiwano towarów luksusowych, lecz podstawowych produktów spożywczych, w tym chleba. Zmiany, jakie zaczęły następować w Polsce po śmierci przywódcy całego obozu komunistycznego - Józefa Stalina, spowodowały zmniejszenie skali represji, a tym samym poczucia strachu w społeczeństwie. Ośmieleni ludzie zaczęli coraz częściej upominać się o swe prawa. Miastem, w którym doszło do pierwszego na taką skalę wybuchu społecznego niezadowolenia, był Poznań. Narastające od lat niezadowolenie robotników poznańskich zakładów pracy skumulowało się w połowie 1956 r. Słuszne postulaty domagające się poprawy warunków pracy i życia nie spotkały się jednak z życzliwym przyjęciem władz partyjno-państwowych, które nie chciały ulec żądaniom załóg poznańskich zakładów pracy. Robotników zbywano nic nieznaczącymi obietnicami. Wyjazdy kolejnych delegacji do Warszawy nie przynosiły żadnych efektów. W tych warunkach zdesperowani ludzie postanowili upomnieć się o swe prawa.
Zniecierpliwiony tłum coraz natarczywiej domagał się przybycia delegacji z Warszawy. Mijały godziny, a władze nie reagowały. W tej sytuacji w tłumie znalazła posłuch pogłoska, że aresztowano członków delegacji robotniczej, która przedstawiała postulaty załóg. Rzeczywistość pierwszej połowy lat pięćdziesiątych czyniła ją prawdopodobną. Zdesperowani demonstranci postanowili uwolnić swych kolegów. Duże grupy demonstrantów udały się na ul. Młyńską i wdarły się do więzienia, uwalniając więźniów. Inna grupa dotarła na ul. Kochanowskiego pod gmach Urzędu Bezpieczeństwa. Z jego okien padły pierwsze strzały, które zmieniły bieg wydarzeń. Gniew tłumu został w ten sposób skierowany przeciwko tej części aparatu władzy, która w odczuciu społecznym ponosiła największą winę za zło w minionym okresie. Ofiary śmiertelne wśród demonstrantów dodatkowo wzmacniały determinację protestujących. Oblężenie gmachu trwało do późnych godzin popołudniowych [...].
Zbrojny opór zdławiły oddziały pancerne wojska i KBW. Zginęło, co najmniej 70 osób, a kilkaset zostało rannych. Rozpoczęły się aresztowania, które objęły, co najmniej 700 osób. Prowadzone brutalnymi metodami śledztwo miało przygotować procesy "agentury imperialistycznej i reakcyjnego podziemia", a także "chuligańskich mętów, z którymi klasa robotnicza i ludność Poznania nie mają nic wspólnego" (określenia z komunikatu PAP, który ukazał się w prasie następnego dnia). Do momentu rozpoczęcia tzw. procesów poznańskich we wrześniu 1956 r. w więzieniach nadal przetrzymywano setki aresztowanych. "Polski Październik" zmienił bieg procesów - wyroki, które zdążyły zapaść, były łagodniejsze, niż się spodziewano, a pozostałe sprawy zostały przerwane. Uzupełnieniem ekspozycji będzie prezentacja materiałów radiowych i filmowych (audycje Radia Wolna Europa i Polskiego Radia, kroniki filmowe i filmy dokumentalne z archiwów Telewizji Polskiej) opatrzonych komentarzem historycznym.
Miasto zbuntowało się nie przypadkowo
Narodowo-katolicka Wielkopolska, ze swoją stolicą – Poznaniem, była dla komunistów trudnym regionem. Znamienne są wyniki referendum z roku 1946: za ustanowieniem granicy na Odrze i Nysie padło tu aż 80% głosów, za zniesieniem Senatu – 50%, a za nacjonalizacją przemysłu i reformą rolną – tylko 23%.
Powojenna władza nie doceniła miasta Marcinkowskiego i Cegielskiego. Gdy wiosną 1956 r. władze miejskie Poznania wystąpiły do Warszawy o zwiększenie przydziału na zaopatrzenie ludności, odmówiono wyjaśniając, „że w Poznaniu ludność zrozumie lepiej trudności gospodarcze, ludność jest bardziej zdyscyplinowana”.
Tymczasem plan 6-letni był dla Wielkopolski i Poznania katastrofą. W 1950 r. miasto utraciło status stołecznego, a tym samym i tak nikłą już samodzielność ekonomiczną. Poznaniacy, przyzwyczajeni do dobrego gospodarowania i wyższego poziomu życia niż w innych regionach kraju, szybko odczuli wzrastającą biedę. W 1956 r. na rozwój infrastruktury i budownictwa Poznań otrzymał w przeliczeniu na głowę mieszkańca 368 zł, podczas gdy Warszawa 1276. Centralna władza przekonana o dobrym zorganizowaniu Poznania uważała, że niepotrzebne są tu środki na inwestycje, poznaniacy natomiast nie mieli gdzie mieszkać (liczba ludności wzrosła w stosunku do 1939 r. o połowę, liczba mieszkań zmalała wskutek walk w 1945 r. o „twierdzę Poznań”), zarabiali też mniej niż średnia w kraju. Z drugiej strony nakładano na miasto coraz większe obowiązki wypracowywania dochodów na rzecz centrali.
Od XIX w. o gospodarczym obliczu Wielkopolski stanowili średniozamożni chłopi, drobny przemysł, prywatny handel i rzemieślnicy. Taka struktura ugruntowała się w walce z pruskim zaborcą – podstawowym jej orężem były ziemia, kapitał i samoorganizacja. Symbol tej walki, Hipolit Cegielski, współtwórca „pracy organicznej” po utracie pracy nauczyciela za obronę uczniów przed pruskimi represjami założył skład narzędzi rolniczych, by rozbudować go w zatrudniającą 250 robotników fabrykę. 110 lat później, 28 czerwca 1956, 10 tys. Cegielszczaków wyszło na ulice Poznania, jakby posłusznych wezwaniu sprzed wieku założyciela ich fabryki: „Czego my na korzyść naszą nie zrobimy, to zrobią Niemcy na naszą szkodę, a szkód bardzo długo wytrzymać już nie zdołamy”. Zmienił się „szkodnik”, myśl pozostała. Załoga fabryki, teraz im. Józefa Stalina, podejmowała protesty, formułowała postulaty i domagała się zmian już w 1953 r. Do rozmów z władzami dochodziło, ale bezowocnych. W lutym 1956 załoga ZISPO złożyła w dyrekcji 4704 wnioski o zmiany w organizacji pracy i zarządzania.
Cegielszczacy pociągnęli za sobą miasto – ich pochód był iskrą rozpalającą ogień. Przywiązani do gospodarności, praworządności i samorządności poznaniacy w przyniesionych tu ze wschodu: braku kompetencji, marnotrawstwie, bałaganie i rządach scentralizowanej, „obcej” biurokracji upatrywali elementarne zagrożenie swojego bytu. A w tradycji wielkopolskiej byt, wolność i tożsamość narodowa to pojęcia nierozdzielne. Wznoszono hasła: „Żądamy chleba”, „Chcemy wolności”, „Precz z komunizmem! Precz z Rosją!”, „Zakończyło się wasze panowanie! Pracujemy na was darmozjady! Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej!”, „Żądamy wolnych wyborów!”.
„Zdyscyplinowane” miasto się zbuntowało, bo nie chodziło tu o „trudności gospodarcze”, a o byt, wolność i własną tożsamość. Przez kilkanaście godzin było wolne. Podjęło walkę, którą musiało przegrać. Rana pozostała na dziesiątki lat – miasto nie było już tak skore do buntu w kolejnych przełomowych latach PRL. Poznański Czerwiec 1956 skazano na niepamięć, zastępując Polskim Październikiem, a przecież właśnie bunt „zdyscyplinowanego” Poznania zdecydował o rozstrzygnięciach politycznych Polskiego Października i zarysował mur między wschodem i zachodem Europy.
W 1980 r. upomniała się o Poznański Czerwiec „Solidarność”. Uznając za swój poetycki manifest wiersz „Potęga smaku” Zbigniewa Herberta, nie była świadoma, że myśl w nim zapisana: mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku Tak smaku była nie jej, „Solidarności”, odkryciem. I że nie „Solidarność” pierwsza w historii PRL zjednoczyła robotników, chłopów i inteligencję. „Solidarność” przywróciła ten porządek rzeczy. Zbuntowany w 1956 roku Poznań nie znał takiego podziału – wierny wezwaniu Karola Marcinkowskiego: „Bóg nas stworzył bez różnicy: jednostajnem wszystkich znamieniem dał piętno obrazu i podobieństwa swego – to jest godność człowieka. Bracia! Tę godność w sobie wywołać, tę godność uszlachetnić – oto jest droga, na której do osiągnięcia ulepszeń dążyć powinniśmy”.
W Poznańskim Czerwcu 1956 w gruncie rzeczy chodziło o odrobinę koniecznej odwagi i sprawę smaku.
Wystawa obok rekonstrukcji wydarzeń opowiada o korzeniach Poznańskiego Czerwca i o jego znaczeniu dla kolejnych pokoleń.