Zapraszamy na promocję książki Zbigniewa Noski,
pt. „Zaklęta w kamień".
W imieniu autorów i wydawcy mamy zaszczyt zaprosić Państwa na spotkanie z legendami i podaniami z terenu powiatu pilskiego opatrzonymi rysunkami Krystyny Noski.
Wydanie książki zostało wsparte przez Starostwo Pilskie.
Kiedy: 2 lipca (piątek) 2021 r. godzina 17.00
Gdzie: Kawiarnia Dworcowa, ulica Zygmunta I Starego 9 w Pile
Wstęp wolny. Obowiązują zasady sanitarne.
Więcej informacji:
Alicja Noska-Figiel – Studio Projektu Graficznego „ART-WENA”
Artur Łazowy – Stowarzyszenie EFFATA
"ZAKLĘTA W KAMIEŃ" LEGENDY I PODANIA POWIATU PILSKIEGO
Zbigniew Noska
Studio Projektu Graficznego ART-WENA wydało moją książkę pt. „Zaklęta w kamień" Jest to zbiór 30 legend i podań z terenu powiatu pilskiego opatrzony rysunkami mojej żony Krystyny.
Publikacja ma charakter pionierski, ponieważ powiat pilski jest tworem administracyjnym stosunkowo młodym (powstałym w 1999 roku) i dotąd nikt tym tematem się nie zainteresował.
Podejmując tę próbę, kierowałem się przede wszystkim swoimi zainteresowaniami historią, która od najmłodszych lat stanowiła moją pasję, a także materiałami, jakie udało mi się zebrać i opublikować na łamach "Tygodnika Nowego" w dwóch cyklach. Pojawiły się one w znacznym odstępie czasowym. Pierwszy pt. "Legendy Krajny" ukazał się w latach 2009-2010, drugi pt. "Przy kominku" znalazł się po raz pierwszy na łamach "TN" w czerwcu 2019 roku i kontynuowany będzie (mam nadzieję) tak długo, póki nie wyczerpie się źródło wydające się być bez dna, a którym są prace etnografów i regionalistów, zasłyszane oraz zapisane w Internecie opowieści ludzi, a także wyobraźnia autora. Tej ostatniej używam nader ostrożnie, wypełniając nią luki w często lakonicznych, kilkuzdaniowych lub niedokończonych ludowych przekazach. Czasem także, aby je ubarwić, uatrakcyjnić i sprawić, by stały się bardziej interesujące dla współczesnego, zwłaszcza młodego czytelnika.
Książka nie ma charakteru komercyjnego, powstała bowiem przy wsparciu finansowym Starostwa pilskiego.
Zbigniew Noska
LEGENDA O POWSTANIU PIŁY
Działo się to w czasach, gdy król Władysław Łokietek toczył zażarte wojny z Brandenburczykami, którzy zamordowawszy wprzódy Przemysła II, ostatniego z Piastów wielkopolskich, zagarnęli ziemię nadnotecką. Słabym jeszcze będąc, król poprosił o pomoc litewskich pogan oraz książąt władających wówczas Pomorzem Zachodnim. Sam zaś przybył do Ujścia wraz z wojewodą kaliskim Henrykiem z Rynarzewa, który przewodził drużynie rycerzy wielkopolskich.
Objąwszy we władanie miasto i osadziwszy w nim swojego starostę, legł Łokietek w izbie miejscowego wójta, by wypocząć po trudach podróży. Sen jednak nie nadchodził. Już sześć lat minęło od czasu, gdy opłaciwszy sowicie papieża, uzyskał jego zgodę i koronował się w Krakowie na króla Polski, a ciągle jeszcze musiał zmagać się ze swymi piastowskimi kuzynami, którzy nie chcieli uznać jego zwierzchności. Nizał jak paciorki na naszyjnik poszczególne księstwa i ksiąstewka, stanowiące ongiś ziemię jego wielkich przodków, tocząc równocześnie wojny z wrogami zewnętrznymi. Żmudna była to praca i niewdzięczna, a lata mijały. Przekroczył już sześćdziesiątkę i starcze dolegliwości dawały mu się we znaki. Wreszcie, odwróciwszy myśli od zmartwień, zasnął.
Nazajutrz, zgodnie z wcześniej podjętym zamiarem, wybrał się na polowanie. Chciał nie tylko oderwać choć na chwilę myśli od trapiących go kłopotów, ale także bliżej poznać krainę, o której powrót do korony polskiej zabiegał. Wraz z nieliczną grupą najwierniejszych rycerzy jeszcze z czasów, gdy był władcą jednego z ksiąstewek kujawskich, oraz kilkunastoma pachołkami ruszyli na północ, wzdłuż rzeki, która w Ujściu wpadała do Noteci.
Przed nimi rozciągała się olbrzymia puszcza, pełna mokradeł i trzęsawisk, będących groźną barierą, niesłychanie trudną do sforsowania. Kto miał odwagę wtargnąć w te knieje, raczej trzymał się nurtu rzeki. Przez gęsty bór wiodły różne tajemne przesmyki, znane tylko miejscowym. Zboczenie z nich mogło zakończyć się zniknięciem całego rycerskiego orszaku lub kupieckiej karawany w tajemniczej otchłani grzęzawiska.
Takim to właśnie wąskim i trudnym do przebycia przesmykiem przedzierał się król ze swym orszakiem, wypatrując zwierzyny, na którą warto by zapolować. Zbliżał się wieczór, minęli właśnie kolejne zakole rzeki, która w tym miejscu skręcała na zachód, gdy na niewielkim pagórku, zaledwie o rzut kamieniem od nich, dostrzegli jelenia.
W promieniach zachodzącego słońca wyglądał jak majestatyczny posąg. Zaniepokojony odgłosami zbliżającego się królewskiego orszaku, wspiął się na tylnych racicach, by umknąć przed ludźmi. W takiej pozycji dopadła go strzała królewską ręką z łuku wypuszczona. Jeleń padł martwy. Rycerze zsiedli z koni i otoczyli zdobycz. Jeleń był potężny, stary i zaprawiony w bojach o przywództwo w stadzie. Prawdziwy król puszczy.
Milczenie podziwiających królewską zdobycz przerwał stukot siekier, dochodzący znad rzeki.
- Leć no tam który - zawołał Łokietek do pachołków. - A sprawdź, z kim mamy do czynienia. Migiem wykonano królewski rozkaz.
- To rybacy, Panie. Tutejsi. Naszą mową mówią.
Tymczasem orszak królewski wyszedł na rozległą polanę, położoną w widłach rzeki i wpadającego do niej strumienia. Na jej północnym skraju w górę szła cieniutka strużka dymu. Stanęli. Król zsiadł z konia i ruszył w stronę ogniska. Dopiero w połowie polany spostrzegł kilka, mocno zagłębionych w ziemi, kurnych chat na skraju puszczy oraz jakąś niedokończoną budowlę z drewna. Stukot siekier ustał, a zza jednej z chat wyłonił się pochylony, ogorzały starzec. W prawym ręku trzymał wyszczerbioną siekierę, drugą dłoń wspierał na sękatym kosturze.
- Pochwalony – odezwał się król.
- Na wieki wieków – odparł dziad. Z niepokojem spojrzał na obcego, a potem na zbrojnych i wozy zataczające krąg na polanie, co dowodziło, że mają zamiar rozbić tu obóz. - A dokąd to Bóg prowadzi?
- Rozmawiasz z królem Władysławem - odezwał się karcącym tonem jeden z towarzyszących Łokietkowi rycerzy. - Co to za osada? Jak się zwie?
- To nie osada, Panie. Tylko kilka chałup. My tutejsi. Żywi nas puszcza i rzeka. A mnie zwą Wirzbięta - odparł starzec, na którym fakt, iż rozmawia z królem, nie zrobił wrażenia.
Godzinę później miejscowi i goście zgodnie siedzieli przy ognisku, na którym piekł się jeleń. Woń przyrządzonego przez królewskiego kucharza mięsa oraz piwo, którego baryłkę przynieśli miejscowi, sprawiły, że dziad rozgadał się.
- Była tu ongiś wieś, a nawet ponoć gród potężny i bogaty. Starzy opowiadali, że dawnymi czasy wiódł tędy szlak, którym kupcy z Italii po bursztyn nad morze wędrowali. Gród rozciągał się tuż przy rzece i był z trzech stron otoczony wodą oraz mokradłami, a tylko od tamtej strony - wskazał ręką na północ - usypany był wał ochronny. Ale to pewno bajdy, choć kilka dni temu, przy karczowaniu chaszczy nad rzeką, znaleźliśmy jakieś stare skorupy, a także przegniłe belki ciosane.
Król, zmęczony polowaniem i podróżą, zdawał się przysypiać, znużony monotonnym głosem starca. Nagle ocknął się i wskazał ręką na drewnianą budowlę, która dominowała wśród lepianek.
- A co tu budujecie? - zapytał dziada.
- To piła, Panie. Znaczy się tartak - odpowiedział. - To nasza przyszłość - dodał.
- Macie więc nazwę dla swej osady: Piła. Ale aby dodać jej powagi i dlatego, że tak gościnnie mnie przyjęliście, nadaję waszej osadzie herb. Nich będzie nim jeleń na pamiątkę tego, którego wspólnie zjedliśmy. Mam nadzieję - kończył Władysław - że kiedyś powstanie tu gród znaczniejszy niż ten, o którym bajaliście przy ognisku.
Więcej:
Link:
https://art-wena.pl/wp-content/uploads/2021/04/ZBIGNIEW%20NOSKA_LEGENDY.pdf
STUDIO PROJEKTU GRAFICZNEGO
ART-WENA
TEL. +48 501 186 165
E-MAIL: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.